Samotność we dwoje [„Paterson”]

Mister America i Miss America. On: oczy Dawida, wzrost Goliata, grzywa Samsona. Ona: księżniczka z „Baśni tysiąca i jednej nocy”, gęste kruczoczarne włosy, każdego poranka spektakularnie rozrzucone na poduszce. Piękni są oboje, zaiste, a przy tym zdolni – on pisze całkiem niezłe wiersze, ona ma zacięcie projektantki wnętrz i kilka innych talentów. No i tak sobie żyją wspólnie, tworząc małą idyllę. Czy to złota młodzież z Miasta Aniołów? Nie, to przedstawiciele working-class z New Jersey: on pracuje jako kierowca autobusu, ona zajmuje się domem. Są bohaterami nowego filmu Jima Jarmuscha.

Nie trzeba być asem dekonstrukcji, żeby dostrzec tu estetyzację klasy pracującej. Zabieg ten jest tak radykalny, że Ken Loach pewnie prędko wybiegłby z sali, rwąc sobie przy tym włosy z głowy. Rozpowszechnianie takiego obrazu może mieć przecież poważne skutki społeczne, chociażby zafałszowanie zbiorowego wyobrażenia o całej grupie ludzi i ich problemach, na przykład ekonomicznych. Sam Jarmusch, jeżeli ze swojej pozycji uprzywilejowanego twórcy (skądinąd z wyraźną skłonnością do snobizmu, co pokazał choćby w „Tylko kochankowie przeżyją”), rzeczywiście w ten sposób postrzega przeciętnych mieszkańców amerykańskiej prowincji, to zapewne był bardzo zaskoczony niedawnym zwycięstwem Donalda Trumpa.

PATERSON_D28_0271.ARW

Sztuka ma jednak swoje prawa. Twórca powinien móc swobodnie realizować swoją artystyczną wizję, nie oglądając się przy tym ani na realizm świata przedstawionego, ani tym bardziej na jakąkolwiek użyteczność swoich dzieł. Widz jednak powinien zdawać sobie sprawę z reguł gry, jakie ów demiurg proponuje. Wydaje się, że dopiero wtedy może poświęcić się jej zupełnie bez reszty. A o to w przypadku „Patersona” nietrudno – Jarmusch wraca bowiem w naprawdę dobrej formie.

Nowy film amerykańskiego reżysera zawiera właściwie wszystkie znaki rozpoznawcze jego kina. Są tu rewelacyjne dialogi, skrzące się specyficznym, absurdalnym poczuciem humoru, zza którego wygląda zupełnie już poważne pytanie o możliwość porozumienia z drugim człowiekiem. Bawią tyleż dziwne, co niedorzeczne dla rozwoju klasycznej narracji postacie drugoplanowe i figury zupełnie epizodyczne (swoją drogą niebagatelną rolę odgrywa… pewien buldog angielski, prawdziwy trickster, bezlitosny złośliwiec i żartowniś). Jest też oczywiście specyficzny nastrój skupienia i kontemplacji – Jarmusch znów daje znać o swojej fascynacji kulturą Japonii. Nie brakuje przy tym refleksji nad czasem, który bynajmniej nie musi być cynglem czechowowskiej strzelby. U amerykańskiego twórcy zasada „jeżeli coś może się wydarzyć, to na pewno się wydarzy” jest zamieniona na „naprawdę nie dzieje się nic i nie stanie się nic aż do końca”. Jarmusch w swoim stylu igra z narracyjnymi przyzwyczajeniami widza: rozwój akcji – czy też nie-akcji; lub nawet anty-akcji – nigdy nie jest u niego oczywisty.

„Paterson” jest przy tym ujmującą pochwałą skromności, podkreśleniem znaczenia drobnych szczegółów, składających się na codzienność: płatków śniadaniowych o świcie czy wieczornego piwa w pubie; włosów dziewczyny rozrzuconych na poduszce i kilku minut przed pracą poświęconych poezji. Choć dużo w filmie Jarmuscha ciepła i sympatii dla zwykłych-niezwykłych bohaterów, to jednak daje się tu odczuć też pewną nutę smutku czy nawet nostalgii za dawniejszymi czasami, kiedy internet nie był powszechny, telefon stał w szarym kącie mieszkania a komputer straszył monstrualnymi rozmiarami. Sam Paterson nie jest co prawda wyznawcą Thoreau, bynajmniej nie chciałby żyć z dala od miasta i ludzi, wzdycha jednak za innym modelem relacji niż ten, który dominuje obecnie: szybki, łatwy, powierzchowny. Nie tylko nie używa smartfona czy Facebooka, ale nawet nie ma komputera ani telefonu. Starcza mu za to notes i długopis. Jest w swojej archaiczności tak niebywale urokliwy, że po seansie zamiast znów nie wiadomo po co wejść do internetu, ma się ochotę po prostu pójść na spacer.

Tekst ukazał się także na stronie internetowej 5kilokultury.pl.

Bartosz Marzec

„Paterson”

reżyseria Jim Jarmusch  | scenariusz Jim Jarmusch | zdjęcia Frederick Elmes | muzyka Jim Jarmusch, Carter Logan, Sqürl | montaż Affonso Gonçalves | produkcja Joshua Astrachan, Carter Logan | obsada Adam Driver, Golshifteh Farahani, Barry Shabaka Henley, Method Man, Chasten Harmon, William Jackson Harper, Masatoshi Nagase, Kara Hayward, Sterling Jerins, Jared Gilman, Rizwan Manji

Dodaj komentarz