Potrzeba podróży [„Miasta rytm”]

W czasie pandemii potrzeba podróży bynajmniej nie zanikła. Wręcz przeciwnie – z kolejnymi miesiącami obostrzeń coraz wyraźniej daje o sobie znać.

Ba! Nie zastanawiam się już, czy do Andaluzji łatwiej dotrzeć z Madrytu, czy z Lizbony ani czy fajniejszy byłby trip Mediolan–Turyn–Genua, czy Mediolan–Bolonia–Wenecja. Teraz starczyłaby nawet Łódź, Kraków lub Trójmiasto, to moje ulubione punkty na mapie Polski. Pojechałbym też do Katowic, Torunia, Poznania, ale i do Sejn, Juraty, Podkowy Leśnej itd., itd. Na razie jednak ograniczam się do przeglądania map oraz oglądania zdjęć na Instagramie i w Google Graphics. Może niepotrzebnie podrażniam sobie w ten sposób kubki smakowe, ale trudno powstrzymać się od patrzenia na te wszystkie słodkości choćby i przez szybę. Tak jak trudno powstrzymać się od kolejnych odcinków świetnego serialu podróżniczego Canal+ „Miasta rytm”.

Rzecz składa się z dwóch sezonów (mam nadzieje na kolejne!). W obu dziennikarz i historyk sztuki Jerzy Majewski zabiera widzów na jednodniowe wycieczki po polskich miastach. Pierwszy sezon obejmuje Lublin, Toruń, Gdańsk, Kraków, Łódź, Wrocław, Katowice i Warszawa – rodzinne miasto Majewskiego (który jest także varsavianistą). W drugim, nieco dłuższym sezonie znalazło się miejsce również dla kilku mniejszych miejscowości. Kolejne odcinki to: Olsztyn, Bydgoszcz, Szczecin, Opole, Cieszyn, Świdnica, Gdynia, Elbląg, Wałbrzych, Kłodzko plus Warszawa 1937 (przy okazji premiery serialu „Król”, którego akcja toczy się w tamtym okresie).

Jerzy Majewski ani trochę nie przesadza, kiedy w czołówce zwierza się, że miasta to jego żywioł. Z prawdziwą pasją, w sposób niezwykle ekspresyjny opowiada o niuansach historii, architektury, sztuki. Wiele dowiedziałem się z tego serialu, także o miastach, które, jak sądziłem, znam dość dobrze – na czele z Warszawą. Byłem nawet nieco zawstydzony, kiedy Jerzy Majewski pokazywał zaułek za kościołem Wizytek, o którym nie miałem pojęcia. Trochę jednak odetchnąłem, kiedy sam przewodnik wyznał, że nawet dla niego Warszawa – warszawski archipelag fajnych miejsc poprzecinanych wyjętymi z życia autostradami – bywa zaskakująca. Zapisałem sobie także kilka nowych pozycji do odwiedzenia, przede wszystkim rozciągniętą nad wrocławską Odrą kolejkę linowa Polinkę. Myślałem, że przynajmniej orientuję się w Mieście Stu Mostów, w końcu człowiek rokrocznie jeździ na Nowe Horyzonty, ale nie. I bardzo dobrze.

Żeby było jasne – erudycja prowadzącego bynajmniej nie ciąży serialowi. To nie jest wykład ex catherda, ale lekki, przystępny, niepozbawiony poczucia humoru subiektywny przewodnik. Oglądałem go z wielkim zainteresowaniem także dzięki atrakcyjnej formie. Wypowiedzi Jerzego Majewskiego przeplatają się z narracją spoza kadru, która, jako bardziej encyklopedyczna, uzupełnia główny nurt opowieści. Została napisana przez samego prowadzącego, dzięki czemu nie wybija się na pierwszy plan, lecz bezkolizyjnie towarzyszy obrazom miast, często ukazywanym z lotu ptaka. Z kolei elegancka mapa przedstawia miejsca, które odwiedza podróżnik, dając wyobrażenie o topografii miasta. Nie należy zapomnieć o krótkich rozmowach z mieszkańcami: historykami, architektami czy muzealnikami. Całość dopełnia dynamiczna muzyka. Czego brakuje? Na pewno obrazów życia nocnego. Są takie, i owszem, lecz jest ich bardzo mało. Ale nic to! To gdzie jedziemy następnym razem?

Bartosz Marzec

Jedna uwaga do wpisu “Potrzeba podróży [„Miasta rytm”]

  1. Dzięki za przypomnienie o Polince – muszę dzieci zabrać, niech coś mają z tego życia 😉
    A to nie masochizm studiować teraz mapy? Obyś szybko się znalazł w podróży, z wpisu wynika, że bardzo Ci tego brakuje.

    Polubienie

Dodaj komentarz